Pierwsze obrazy, jakie podsuwa wyobraźnia na dźwięk słowa „Szwecja”, to najprawdopodobniej sielskie kadry z malowniczej, nieco sennej skandynawskiej prowincji, zbudowane na wyobrażeniach z lektury Dzieci z Bullerbyn czy Pippi Pończoszanki. Niska, przyjazna zabudowa, naturalne materiały, kwietne ogródki przylegające do domów, a w tle, jak okiem sięgnąć, gęste lasy i przestrzeń kojąca nerwy.
Czytaj także
Harari świata architektury
To tyle, jeśli chodzi o wyobraźnię. Rzeczywistość przedstawia się mniej bajkowo. Jest nawet rewersem dziecięcych opowieści, gdyż tym, co obecnie kształtuje przestrzeń Szwecji, jest według Kullberga typowo „dorosłe” myślenie. Konkretnie triada: kapitał, przemysł i racjonalizacja. To one są żelaznymi punktami każdej debaty na temat przyszłości urbanistycznej Szwecji. I to za ich pomocą od ponad pół wieku w tym podobno najbardziej na świecie racjonalnym kraju wyburza się całe kwartały starej zabudowy miejskiej mogącej nadal służyć mieszkańcom. W ich miejsce zaś wylewa się „zbawienny” beton okraszony obowiązkowymi „przeszkleniami”. Konsekwencje tych działań są już natomiast mniej chętnie dyskutowane. Bo jakie są to skutki? Celem jest przecież poprawa warunków życia. Im nowocześniej, tym lepiej. Im więcej technologii, tym wyżej w pożądanym rejestrze prymusów funkcjonalizmu.
Idealistyczny funkcjonalizm ma jednak swoją ciemną stronę. I tak, „wymazując brud i nędzę”, pozbawił nas prawa do koniecznej czasem nieracjonalności. W służbie lepszego jutra „odczarował świat”, zostawiając nas na polu walki z pięknem.
Fredrik Kullberg Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji tłum. Aleksandra Sprengel, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2022, s. 260