fbpx
Cartarescu1234, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons
Katarzyna Kazimierowska czerwiec 2022

Znikając

„Żywe morze snów na jawie” Richarda Flanagana to emocjonalne rozpaczliwe wołanie na pustyni. Niestety, nikt już nas nie słucha

Artykuł z numeru

Moje duchowe miejsce

Czytaj także

Edyta Zielińska-Dao Quy

Wiem, kim jest Elena Ferrante

Troje rodzeństwa gromadzi się przy szpitalnym łóżku umierającej matki. Lekarze proszą ich o podjęcie decyzji, czy przeprowadzać kolejną operację, ryzykując śmierć kobiety na stole operacyjnym, czy jednak pozwolić odejść w spokoju 86-letniej Francie. Najstarszy syn Tommy chce zrezygnować z medycznej ingerencji w ciało kobiety. Ona sama w rozmowie z córką prosi, by pozwolić jej umrzeć. Ale Anna (córka) oraz drugi syn Terzo – którzy od dawna mieszkają w innym mieście, prawie nie widując się z matką – nagle bardzo chcą okazać jej swoją miłość i postanawiają walczyć za wszelką cenę o utrzymanie jej przy życiu, a kto wie, może znowu w zdrowiu. Stać ich na to, by zapłacić za kosztowne operacje. Matka nie może umrzeć, co oznacza, że – kosztem własnego cierpienia – musi żyć. „Ostatecznie czym jest litość, jeśli nie żalem zakorzenionym w iluzji władzy. A czym jest władza? Niczym, myślała Anna. Zupełnie niczym. Nie mogli uratować Francie, mogli jednak skazać ją na cierpienie. Był to jedyny przejaw władzy, jaką nad nią mieli” – kwituje Flanagan w Żywym morzu snów na jawie.

Kolejne medyczne zabiegi oznaczają jednak więcej rurek w ciele Francie, mniej siły i samodzielności. Matka nie może już wstawać, pisać, nawet mówić. Patrzy bezradnie przed siebie albo na swoje dzieci, między coraz dłuższymi drzemkami, w które zapada i z których budzi się z coraz większym przerażeniem i rezygnacją. „Może Francie jest szczęśliwsza przez to, że nie potrafi mówić, jąka się Tommy. No bo czy przekładanie ludzkich przeżyć na słowa to w ogóle jakieś osiągnięcie? Czy raczej przyczyna całego naszego nieszczęścia? (…) Świat daje się ponosić słowom, frazom i wyszukanym akapitom. Jedno słowo prowadzi do drugiego i natychmiast mamy jakieś afery, wojny, ludobójstwo i antropocen. Milczenie, jak powiada Tommy, kiedy jest zawiany, to jedyne miejsce, gdzie można znaleźć prawdę. A co dostajemy zamiast milczenia? Hałas – wszechobecną paplaninę”. Może dlatego rodzeństwo prawie ze sobą nie rozmawia – byle zdanie prowadzi do kłótni, nieporozumienia, rozczarowania. Może z tego powodu Anna nie komunikuje się ze swoim dorosłym synem; a cisza wokół Francie, przerywana jedynie pracą maszyn, działa kojąco. Inaczej niż szum i wołające o uwagę posty na Facebooku i Instagramie, od których nie potrafi się oderwać Anna.

Zwłaszcza wtedy kiedy lekarze proszą o opinię, kiedy namawiają na przerwanie cierpienia jej matki. Łatwiej dać serduszko pod postem, niż podjąć decyzję. Dystrakcja pozwala odwracać wzrok, kiedy to potrzebne. Łatwiej jest nie słuchać.

Rodzeństwo zdaje się nie dostrzegać, że Francie znika dzień po dniu, przestaje przypominać osobę, z którą coś ich łączyło. To ludzkie znikanie, bolesne wobec całej bezwzględnej miłości dzieci, australijski pisarz, autor nagrodzonych Bookerem Ścieżek północy, opisuje ze szczegółami, nie oszczędzając czytelnikom detali odchodzenia. I tylko umieranie Francie – wbrew sile pieniędzy, technologii i władzy – jest w tym świecie naturalne.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się